Szukajcie, a znajdziecie – mowia niektorzy. Ja powiedzialabym – zostawcie
wszystko w rekach losu i czekajcie na rezultat. Podrozujac jakis czas po
Ameryce Centralnej postanowilam poszukac pracy. W Nikaragui przepracowalam caly
jeden dzien, czekajac na odpowiedz od innego pracodawcy, ktora w koncu nigdy
nie nadeszla. W Kostaryce odpuscilam na samym poczatku, widzac rynki pracy
okupowane przez nielegalnych imigrantow z Salwadoru i Hondurasu. Zapomnialam o
calej sprawie, az do przyjazdu do Panamy i koniecznosci znalezienia noclegu na
okolo 10 dni. Poniewaz w Panamie jest drogo i uzywa sie dolarow, postanowilam
poszukac mozliwosci pracy w hostelu w zamian za darmowy nocleg. Z 3
potencjalnych konadydatow, wyszukanych przez internet, kazdy odpowiedzial na nie,
ale zostal mi polecony inny, nieznany mi hostel. Tam, na pytanie o wolontariat
zaoferowano mi prace na recepcji. Takim sposobem moja podroz zostala chwilowo
wstrzymana i rozpoczelam zycie w nowym kraju, tym razem po raz pierwszy na
kontynencie amerykanskim. Jak na ironie stalo sie praktycznie 2 dni po tym, jak
stojac na balkonie jednego z hosteli myslalam, ze chcialabym pomieszkac w tym
miesice i poznac je od innej strony.
Automatycznie
pojawila sie kwestia znalezienia mieszkania, co dla moich znajomych z pracy
bylo nie lada problemem. Bo drogo, bo daleko, bo (podobno) niebezpiecznie.
Faktycznie, z moich obserwacji i zaslyszanych historii, Panama (miasto) miala
swoje szemrane dzielnice, zwane gettami. No i ceny tez dosc wygorowane,
szczegolnie w wiezowcach, przypominajacych panorame Miami. Nie bez przyczyny
Paname nazywa sie Miami Ameryki Centralnej. Apartamentowce, biurowce, palmy,
wybrzeze. Moim osobistym zdaniem przypomina tez po troche Szanghaj, ze swoimi
dwiema czesciami – stara, zabytkowa (jak Szanghaj kolonialny) i nowa,
nowoczesna (Pudong). Maly pokoj w jednym z tych nowoczesnych kilkudziesiecio-pietrowych
budynkach to koszt $400-$500.
Ja jednak postanowilam poszukac
mieszkania/pokoju w swoim stylu, tzn pytac od osoby do osoby. Takim sposobem wdalam
sie w dyskusje ze sprzedawna fast foodu na jednej z ulic w okolicy portu. Byl
jedynie osoba, ktora zapytalam o ewentualne mozliwosci wynajmu w tej dzielnicy,
a on od razu wypalil, ze sam ma jeden wolny pokoj za $200. Juz na wstepie byla
to cena o polowe nizsza niz wszystkie informacje posiadane przez moich
znajomych. Wypytywalam go dalej o inne miejsca, blizej centrum itp. Tlumaczyl,
ze tam gdzie sie znajdowalismy nie ma co szukac, bo jest niebezpiecznie i na Ulicy
13tej (Calle 13, co swoja droga jest tez nazwa mojego ulubionego zespolu z
Ameryki Lacinskiej) grasuje pewnien gang, wiec tam nie ma wstepu (jak sie potem
dowiedzialam, na tej samej ulicy jedna z moich wspoltowarzyszek pracy zostala
okradziona o 8 rano). Podziekowalm serdecznie temu panu za udzielone informacje
i udalam sie prosto na te ulice. Tam sposobem na chybil-trafil zagadywalam
ludzi. Ktos nie mial pojecia o wynajmach, ale inna osoba, ktora zaslyszala moje pytanie juz cos wiedziala. Tak zbieralam
kontakty az do natrafienia na pewnien chinski sklep, a ktorym wlascicielka
podobno miala wolne pokoje. Okazalo sie, ze jednak nie, ale nasza wymiane zdan
uslyszal jeden z klientow i zaczepil mnie z oferta pomocy. On znal kogos, kto
wynajmowal pokoj w tej samej dzielnicy, gdzie mieszkal on sam placac $80 za
miesiac. Od razu zwalilo mnie to z nog, bo takich cen nie ma nigdzie. Z
radoscia zgodzilam sie isc z nim, obejrzec pokoj i calkowicie zignorowalam
komentarz jego znajomego, ktory z lekkim przerazeniem w oczach stwierdzil, ze
“ta dziewczyna nie moze tam mieszkac, to czerwona strefa” – krotko mowiac jedno
z gett.
Stwierdzilam, ze bede dalej
szukac i sprawdzac znane juz oferty i w razie czego, skontaktuje sie z Anibalem
– tak mial na imie Wenezuelczyk, ktory slyszac moje pytanie w sklepie, nie
znajac mnie w ogole zaoferowal pomoc (wspomnial tez, ze w razie jakichkolwiek
problemow z mieszkaniem zanim cos wynajme moge nocowac w jego pokoju).
Poprzednio oferowany pokoj za $200 okazal sie czterema scianami i podloga.
Nastapila pierwsza konfrontacja ze slowem “pokoj”, co w lokalnym jezyku
znaczylo wlasnie to. Absolutnie zero mebli, wszystko trzeba kupic samemu.
Niektore z mieszkan nie mialy nawet dostepu do kuchni. Wycofalam sie z tego od
razu, bo za cene $200 wydawalo mi sie to jakmis zartem. Na kolejny dzien
umowilam sie na spotkanie z Anibelam, ktory pracowal rano przez 2 godziny i
potem wieczorami w innym lokalu, wiec srodek dnia mial wolny. Poszlismy do jego
pokoju pieszo, bo okazalo sie to tylko 20-25 min marszem (nie jak dojazdy
innych znajomych z pracy, ponad godzina w taksowce). Stopniowo wizerunek miasta
sie zmianial i dawalo sie zauwazyc pogarszajace sie warunki lokali, mieszkac,
brud, smieci, zniszczenia itp. Ostatnia z glownych mijanych ulic dzielnic byla
Caledonia, z ktorej wchodzi sie w Curundú – moj nowy dom w Panamie.
Automatycznie znikaja kolory, porzadek, czystosc i… biali ludzie. Wszyscy to co
najmniej mocni mulaci lub czarni (z wyjatkiem kilku Chinczykow, wlascicieli
sklepu).
Udalismy sie do mieszkania w
ktorym mieszkal Anibal, w nowej czesci Curundú. Opowiedzial mi historie jak ta
dzielica sie zmienila w ciagu ostatnich 3 lat. Z kompletnej degeneracji,
miejsca bez ulic, z walacymi sie domami z drewna, gdzie nie wkraczala policja,
bo bylo tak niebezpiecznie. Widzialam jedno zdjecie wlasciciela mieszkania, a
ktorym mieszkam Anibal i rezolutnie zapytalam, czy zostalo zrobione w Afryce. Ten
odparl, ze nie i wskazal palcem miejsce po drugiej stronie ulicy, ktore jeszcze
3 lata temu dla mnie wygladalo jak dzielnice biedy w Afryce. Potem wybralismy
sie kupic cos do jedzenia na stara czesc Curundú, ktora ciagle byla z drewna
lub zlozona z betonowych budynkow mieszczacych dziesiatki maltukich mieszkan.
Tam Anibal zaczepil swoja “sasiadke”, ktora byla osoba wynajmujaca pokoj. Chwile pozniej znajdowalismy sie u niej
obgadujac sprawe wynajmu. Poniewaz mialabym miec dostep do kuchni i lazienki
bez dodatkowych kosztow czynsz mial wynosic $100, co dla mnie i tak bylo bajka.
Umowilimsy sie wstepnie na moja
wprowadzke dzien pozniej i wymienilismy telefonami. Moje rzeczy wciaz
znajdowaly sie w hostelu, w ktorym pracowalam, bo wlasciciele zaoferowali
darmowy nocleg w jednym z dormitoriow na czas mojego szukania mieszkania.
Wrocilam tam z radoscia oswiadczajac, ze znalazlam mieszkanie w 2 dni (przy
czym inni z hotelu szukali 2-3 tygodnie wciaz bez rezultatu). „Swietnie” -
mowili, „gdzie?” „Curundú” – odpowiedzialam. Wtedy ich twarze zmienialy sie z
usmiechu w przerazenie. “Boze, dziewczyno, ty nie mozesz tam mieszkac”. To
uslyszalam od swoich pracodawcow – starszej pary gringo, posiadajacych owy
hotel juz jakies 8-9 lat i podobno znajacych kazdy zakatek Panamy. Na temat
Curundú tez mieli swoje zdanie, ze to najgorsza dzielnica w Panamie, w ktorej
mieszkaja sami degeneraci, zlodzieje, narkomani i dilerzy. Ze biala dziewczyna,
w dodatku sama nie przetrwa tam dnia. Ich komentarze przyjmowalam sceptycznie,
bo przynajmniej ja znalam tam kogos i nie wydawalo mi sie, zeby ci Amerykanie
kiedykolwiek postawili tam noge.
Klucz do mieszkania mialam w
reku tylko raz, pierwszej nocy, co wydawalo mi sie dobrym poczatkiem, zwazwszy,
ze wlascicielka – Maruquel (okolo 29-letnia matka 12-letniego dziecka)
kompletnie mnie nie znala. Nie to, ze w trym mieszkaniu bylo cos wartosciowego,
ale liczyl sie sam fakt. Zostalam ulokowana w pokoju jej dziecka (na dobra
sprawe nie wiem czy owy pokoj kiedykolwiek byl przez nie okupowany), podarowano
mi miejsce w szafce w kuchni i tak zaczelo sie moje zycie w Curundú. Pierwszej
nocy, po pracy i po imprezie wrocialm taksowka z poznanaym 10 min wczesniej
mezczyzna. Sama zdolalam dojechac autobusem do Caledonii i tam poznalam
przypadkowego przechodnia, kotry uslyszawszy, ze zmierzam do Curundú zaoferowal
podwozke taksowka i pomoc w znalezieniu innego lokum.
Musze przyznac, ze poczatkowe
dni w dzielnicy byly dosc ciezkie. Nie chcialam wychodzic na zewnatrz, zawsze
przemykalam do i z pracy, chcac byc jak najmniej widziana. Bylam jedyna (sic!)
biala i jedna z niewielu mulatow/azjatow. Gdy wyszlam do pracy pierwszy raz
wydawalo mi sie, ze slyszalam tysiace szeptow i obelg (ale tak na prawde nie
wiem, czy to prawda, czy tylko moja wyobraznia), widzialam na murze graffiti
“Gringos putos” (“Gringos cioty”), a z moja twarza i wlosami praktycznie
automatycznie bylam braka za Amerykanke. Konczylam prace w roznych godzinach.
Miedzy 16 a 22 i zawsze przychodzilo mi wracac pieszo (nie bylo komunikacji
miejskiej, tylko taksowki, na ktore nie chcialam wydawac minumum $2 za kazdym
razem). Wydaje mi sie, ze w ciagu tych
prawie 3 tygodni, ktore tam mieszkalam, ani razu nie wrocilam od poczatku do
konca sama (w godzinach nocnych). Zawsze zaczepial mnie ktos pytajac, czy sie
nie zgubilam albo, ze dalej nie da sie isc o tej godzinie (czyt. Po 18 i przed
6 rano). Zawsze, gdy mowilam, ze ide dalej, bo tam mieszkam ludzie reagowali
miedzy kpina, a zloscia. Mysleli, ze zartuje albo ze z nich kpie.
Innego razu zostalam zaczepiona przez taksowkarza, ktory oznajmil mi, ze
dalej nie moge isc, bo jest zbyt niebezpiecznie. Oswiadczylam mu, ze tam
mieszkam, na co on prawie zlozyl mi kondolencje i okazal nieopisany zal (w
oczach i gescie). Zaoferowal podwozke pod same drzwi i to samo kiedy tylko bede
potrzebowac. Innym razem idac ulica, chcialam kupic szluge i zagadal mnie gosc
stojacy obok sprzedawcy, oferujac odprowdzenie mnie do domu i oswiadczajac, ze
jest spokrewniony z osobami, z ktorymi mieszkam (co mnie nie zdziwilo, bo w tej
dzielnicy znali sie prawie wszyscy). Wymienilismy sie telefonami, tak ze kiedy
tylko potrzebuje odprowadzenia do domu, moge na niego liczyc (to, ze pozniej
ten sam facet powiedzial mi, ze sie zakochal od pierwszego wejrzenia, to juz
inna historia; zaprosil mnie tez do swojego mieszkania i pokazywal jedna po
drugiej blizny i szramy zebrane w Curundú).
W miedzy czasie
pracowalam i prowadzilam zycie towarzyskie, po trochu z Anibalem, po trochu z
ludzmi znanymi przez Couch Surfing i inne kontakty. Czasami zdarzalo mi sie imprezowac
do rana lub kimac u znajomych, wiec na noc do Curundú nie wracalam w ogole.
Czasami mialam oferowana podwozke w poznych godzinach nocnych przez mieszkanca
“luksusowej” czesci Panamy. Zawsze lekko go ostrzegalam, ze wjezdzac do “mojej”
dzielnicy jako nieznajomy moze okazac sie bardziej niebezpieczne dla niego niz
dla mnie. I tak jednego razu, nie znajac porzadku ulic, gosc wjechal w
jednokierunkowa pod prad i momentalnie zostalismy zatrzymani przez policje
(kazde z nas po 4-5 piwach). Sytuacje uratowalo moje oswiadczenie, ze mieszkam
na ulicy takiej i takiej, tak ze policjant upewnil sie, ze wiemy dokad
jedziemy. On sam oznajmil tylko, ze Curundú to najbardziej niebezpieczna
dzielnica Panamy (oprocz El Chorillo i San Miguelito.
Do zycia w Curundú albo sie przyzwyczaisz, albo nie masz po co probowac tam
mieszkac. To inny swiat, rzadzacy sie swoimi zasadami, w ktorym nie obowiazuja
powszechnie przyjete normy. Glosna muzyka o 4 po poludniu, tak samo jak o 6 nad
ranem zdaje sie nie przeszkadzac nikomu. Robienie prania o 3 nad ranem, gdzie
pralka wprawia w ruch cale pietro to tez cos normalnego. Krzyki, gwizdy – cos
co wydawaloby sie klotnia. Nie, tak sie tam rozmawia. I ciagle piszczace
czujniki dymu. Non stop, o kazdej porze dnia i nocy, co 1-2 minuty. Piszczace
tak glosno, ze poczatkowo zastanawialm sie, jak mozna normalnie spac w tych
mieszkaniach (dodatkiem byl wilgotny upal).
Policja na kazdym rogu, zamykane po 18 ulice to nie oznaka organizacji i
bezpieczenstwa (jak powiedzial Anibal), ale raczej jak niebezpiecznie tam jest.
Wciaz jest niebezpiecznie, chociaz o niebo lepiej niz bylo 3 lata temu. Juz od
pierwszej nocy prawie co noc slyszalam huk, ktory na poczatku wydawal mi sie
petardami, ale hm… wydaje mi sie, ze bardziej prawdopodobne sa strzaly z
pistoletu. Szczegolnie, ze nastepnego dnia na chodniku widnieja dwie czerwone
plamy, dziwnie przypominajace krew. Codziennie jakas bojka. Gapie zbieraja sie
momentalnie i tak samo szybko odchodza, majac takie widoki na porzadku
dziennym. Niektore z tych historii opowiadalam w pracy jako anegdoty, “takie
tam w Curundú”, zawsze z usmiechem na twarzy. Naiwnie, bo okazalo sie, ze
ludzie powoli zaczynaja mnie uwazac za pokrecona i byc moze jedna z ludzi z tej
dzielnicy, plotkujac za moimi plecami i powtarzajac moje historie szefostwu. Bo
oczywiscie najwiecej na temat tej dzielnicy wiedzieli ci, ktorzy nigdy w niej
nie byli i nikogo w niej nie znali.
Gwozdziem do trumny mojej wspolpracy w hotelu byla historia, ktora dla mnie
byla jedynie zakloceniem snu, a dla innych mrozacym krew w zylach wydarzeniem
(kilka dni pozniej zostalam zwolniona i wyjechalam do Kolumbii). Po calym
tygodniu pracy, prawie bez wolnej chwili, bo wciaz mialam na glowie organizacje
pewnych spraw, akurat tego dnia konczylam wczesnie i chcialam sie porzadnie
wyspac. Poszlam spac o 20 wspomagana pigulkami nasennymi, zeby przespac krzyki
i piski weekendu. Obudzilam sie o jakiejs 5 nad ranem slyszac Maruquel
wracajaca do pokoju z jakims facetem. Nastepujace jeki zignorowalam idac dalej
spac, az do godziny 7, kiedy uslyszalam odglosy szarpaniny, biegania, rzucania
przedmionami i krzyki prosby o zostawianie w spokoju. Nie moja sprawa i nie
chcialam sie mieszac do tego, co sie tam dzialo. Az do moment, gdy Maruquel
naga wparowala do mojego pokoju, a za nia mocno wkurzony, pijany lub na haju
facet z 20 centymetrowym nozem. Wyjrzalam na zewnatrz, a tam cala podloga
przedpokoju, drugiej sypialni, materac, meble, fotele – wszystko we krwi.
Spojrzalam na Maruquel, zeby potwierdzic, czy to jej krew, ale oprocz tego, ze
przerazona, cala i zdrowa. Poirytowana przerwanym snem i cala ta zadyma,
stanelam pomiedzy nimi i zaczelam mowic do faceta, zeby sie uspokoil, czy cos
takiego. Nie wiem, czy to jest naturalna reakcja na widok wkurzonego Murzyna z
wielkim nozem, ale nie moge powiedziec, ze sie balam (kiedy stwierdzialm, ze chce
tylko wszystkich nastraszyc, a nie zrobic cos na serio). Raczej zimno mowilam
mu, zeby sie opanowal, na co on rzucil, ze to nie moja sprawa itp.
Po kilku minutowej kontynuacji
tej bieganiny i rzucania przedmiotami, facet wybiegl z mieszkania, a za nim
Maruquel. Jak sie okazalo zabral ze soba jedyny klucz do mieszkania. Od tego
momentu zamek dzialal na sznurek pociagany od zewnatrz. To wydarzenie
„zblizylo” mnie do wielu sasiadow z bloku. Po awanturze wszyscy zebrali sie
przed mieszkaniem (oczywiscie bez policji) i pytali mnie, co sie stalo itp.
Wtedy tez pierwszy raz rozmawialam z nimi o mnie, mojej podrozy, poznalam
niektore osoby z imienia.
Na ulicach codziennie ktos mnie wital i pozdrawial.
Czasami kompletni nieznajomi, ktorzy prawdopodobnie uslyszeli o moim
istatnieniu od innych osob. Nigdy nie spotkalam sie z jakakolwiek negatywna
reakcja, zaden komentarz, raczej wszystko na odwrot. Ludzie zaczepiali mnie,
zeby poznac, zapytac, co tu robie, czy skad jestem.
Najwyrazniej takiej wizji
Curundú nie sa w stanie wyobrazic sobie niektore osoby, ktore slepo powtarzaja
stereotypy, plotki i zle informacje. Nie mowie, ze tam sie nic nie dzieje,
oczywiscie, ze jest niebezpiecznie. Ale wszedzie mozna znalezc troche dobra,
nawet w najbardziej beznadziejnym miejscu. Just give it a try...