Tuesday 16 February 2016

livin´ large in panama.

Szukajcie, a znajdziecie – mowia niektorzy. Ja powiedzialabym – zostawcie wszystko w rekach losu i czekajcie na rezultat. Podrozujac jakis czas po Ameryce Centralnej postanowilam poszukac pracy. W Nikaragui przepracowalam caly jeden dzien, czekajac na odpowiedz od innego pracodawcy, ktora w koncu nigdy nie nadeszla. W Kostaryce odpuscilam na samym poczatku, widzac rynki pracy okupowane przez nielegalnych imigrantow z Salwadoru i Hondurasu. Zapomnialam o calej sprawie, az do przyjazdu do Panamy i koniecznosci znalezienia noclegu na okolo 10 dni. Poniewaz w Panamie jest drogo i uzywa sie dolarow, postanowilam poszukac mozliwosci pracy w hostelu w zamian za darmowy nocleg. Z 3 potencjalnych konadydatow, wyszukanych przez internet, kazdy odpowiedzial na nie, ale zostal mi polecony inny, nieznany mi hostel. Tam, na pytanie o wolontariat zaoferowano mi prace na recepcji. Takim sposobem moja podroz zostala chwilowo wstrzymana i rozpoczelam zycie w nowym kraju, tym razem po raz pierwszy na kontynencie amerykanskim. Jak na ironie stalo sie praktycznie 2 dni po tym, jak stojac na balkonie jednego z hosteli myslalam, ze chcialabym pomieszkac w tym miesice i poznac  je od innej strony.


               
            Automatycznie pojawila sie kwestia znalezienia mieszkania, co dla moich znajomych z pracy bylo nie lada problemem. Bo drogo, bo daleko, bo (podobno) niebezpiecznie. Faktycznie, z moich obserwacji i zaslyszanych historii, Panama (miasto) miala swoje szemrane dzielnice, zwane gettami. No i ceny tez dosc wygorowane, szczegolnie w wiezowcach, przypominajacych panorame Miami. Nie bez przyczyny Paname nazywa sie Miami Ameryki Centralnej. Apartamentowce, biurowce, palmy, wybrzeze. Moim osobistym zdaniem przypomina tez po troche Szanghaj, ze swoimi dwiema czesciami – stara, zabytkowa (jak Szanghaj kolonialny) i nowa, nowoczesna (Pudong). Maly pokoj w jednym z tych nowoczesnych kilkudziesiecio-pietrowych budynkach to koszt $400-$500.



                Ja jednak postanowilam poszukac mieszkania/pokoju w swoim stylu, tzn pytac od osoby do osoby. Takim sposobem wdalam sie w dyskusje ze sprzedawna fast foodu na jednej z ulic w okolicy portu. Byl jedynie osoba, ktora zapytalam o ewentualne mozliwosci wynajmu w tej dzielnicy, a on od razu wypalil, ze sam ma jeden wolny pokoj za $200. Juz na wstepie byla to cena o polowe nizsza niz wszystkie informacje posiadane przez moich znajomych. Wypytywalam go dalej o inne miejsca, blizej centrum itp. Tlumaczyl, ze tam gdzie sie znajdowalismy nie ma co szukac, bo jest niebezpiecznie i na Ulicy 13tej (Calle 13, co swoja droga jest tez nazwa mojego ulubionego zespolu z Ameryki Lacinskiej) grasuje pewnien gang, wiec tam nie ma wstepu (jak sie potem dowiedzialam, na tej samej ulicy jedna z moich wspoltowarzyszek pracy zostala okradziona o 8 rano). Podziekowalm serdecznie temu panu za udzielone informacje i udalam sie prosto na te ulice. Tam sposobem na chybil-trafil zagadywalam ludzi. Ktos nie mial pojecia o wynajmach, ale inna osoba, ktora zaslyszala  moje pytanie juz cos wiedziala. Tak zbieralam kontakty az do natrafienia na pewnien chinski sklep, a ktorym wlascicielka podobno miala wolne pokoje. Okazalo sie, ze jednak nie, ale nasza wymiane zdan uslyszal jeden z klientow i zaczepil mnie z oferta pomocy. On znal kogos, kto wynajmowal pokoj w tej samej dzielnicy, gdzie mieszkal on sam placac $80 za miesiac. Od razu zwalilo mnie to z nog, bo takich cen nie ma nigdzie. Z radoscia zgodzilam sie isc z nim, obejrzec pokoj i calkowicie zignorowalam komentarz jego znajomego, ktory z lekkim przerazeniem w oczach stwierdzil, ze “ta dziewczyna nie moze tam mieszkac, to czerwona strefa” – krotko mowiac jedno z gett.             
                Stwierdzilam, ze bede dalej szukac i sprawdzac znane juz oferty i w razie czego, skontaktuje sie z Anibalem – tak mial na imie Wenezuelczyk, ktory slyszac moje pytanie w sklepie, nie znajac mnie w ogole zaoferowal pomoc (wspomnial tez, ze w razie jakichkolwiek problemow z mieszkaniem zanim cos wynajme moge nocowac w jego pokoju). Poprzednio oferowany pokoj za $200 okazal sie czterema scianami i podloga. Nastapila pierwsza konfrontacja ze slowem “pokoj”, co w lokalnym jezyku znaczylo wlasnie to. Absolutnie zero mebli, wszystko trzeba kupic samemu. Niektore z mieszkan nie mialy nawet dostepu do kuchni. Wycofalam sie z tego od razu, bo za cene $200 wydawalo mi sie to jakmis zartem. Na kolejny dzien umowilam sie na spotkanie z Anibelam, ktory pracowal rano przez 2 godziny i potem wieczorami w innym lokalu, wiec srodek dnia mial wolny. Poszlismy do jego pokoju pieszo, bo okazalo sie to tylko 20-25 min marszem (nie jak dojazdy innych znajomych z pracy, ponad godzina w taksowce). Stopniowo wizerunek miasta sie zmianial i dawalo sie zauwazyc pogarszajace sie warunki lokali, mieszkac, brud, smieci, zniszczenia itp. Ostatnia z glownych mijanych ulic dzielnic byla Caledonia, z ktorej wchodzi sie w Curundú – moj nowy dom w Panamie. Automatycznie znikaja kolory, porzadek, czystosc i… biali ludzie. Wszyscy to co najmniej mocni mulaci lub czarni (z wyjatkiem kilku Chinczykow, wlascicieli sklepu).



                Udalismy sie do mieszkania w ktorym mieszkal Anibal, w nowej czesci Curundú. Opowiedzial mi historie jak ta dzielica sie zmienila w ciagu ostatnich 3 lat. Z kompletnej degeneracji, miejsca bez ulic, z walacymi sie domami z drewna, gdzie nie wkraczala policja, bo bylo tak niebezpiecznie. Widzialam jedno zdjecie wlasciciela mieszkania, a ktorym mieszkam Anibal i rezolutnie zapytalam, czy zostalo zrobione w Afryce. Ten odparl, ze nie i wskazal palcem miejsce po drugiej stronie ulicy, ktore jeszcze 3 lata temu dla mnie wygladalo jak dzielnice biedy w Afryce. Potem wybralismy sie kupic cos do jedzenia na stara czesc Curundú, ktora ciagle byla z drewna lub zlozona z betonowych budynkow mieszczacych dziesiatki maltukich mieszkan. Tam Anibal zaczepil swoja “sasiadke”, ktora byla osoba wynajmujaca pokoj.  Chwile pozniej znajdowalismy sie u niej obgadujac sprawe wynajmu. Poniewaz mialabym miec dostep do kuchni i lazienki bez dodatkowych kosztow czynsz mial wynosic $100, co dla mnie i tak bylo bajka.
                Umowilimsy sie wstepnie na moja wprowadzke dzien pozniej i wymienilismy telefonami. Moje rzeczy wciaz znajdowaly sie w hostelu, w ktorym pracowalam, bo wlasciciele zaoferowali darmowy nocleg w jednym z dormitoriow na czas mojego szukania mieszkania. Wrocilam tam z radoscia oswiadczajac, ze znalazlam mieszkanie w 2 dni (przy czym inni z hotelu szukali 2-3 tygodnie wciaz bez rezultatu). „Swietnie” - mowili, „gdzie?” „Curundú” – odpowiedzialam. Wtedy ich twarze zmienialy sie z usmiechu w przerazenie. “Boze, dziewczyno, ty nie mozesz tam mieszkac”. To uslyszalam od swoich pracodawcow – starszej pary gringo, posiadajacych owy hotel juz jakies 8-9 lat i podobno znajacych kazdy zakatek Panamy. Na temat Curundú tez mieli swoje zdanie, ze to najgorsza dzielnica w Panamie, w ktorej mieszkaja sami degeneraci, zlodzieje, narkomani i dilerzy. Ze biala dziewczyna, w dodatku sama nie przetrwa tam dnia. Ich komentarze przyjmowalam sceptycznie, bo przynajmniej ja znalam tam kogos i nie wydawalo mi sie, zeby ci Amerykanie kiedykolwiek postawili tam noge.
                Klucz do mieszkania mialam w reku tylko raz, pierwszej nocy, co wydawalo mi sie dobrym poczatkiem, zwazwszy, ze wlascicielka – Maruquel (okolo 29-letnia matka 12-letniego dziecka) kompletnie mnie nie znala. Nie to, ze w trym mieszkaniu bylo cos wartosciowego, ale liczyl sie sam fakt. Zostalam ulokowana w pokoju jej dziecka (na dobra sprawe nie wiem czy owy pokoj kiedykolwiek byl przez nie okupowany), podarowano mi miejsce w szafce w kuchni i tak zaczelo sie moje zycie w Curundú. Pierwszej nocy, po pracy i po imprezie wrocialm taksowka z poznanaym 10 min wczesniej mezczyzna. Sama zdolalam dojechac autobusem do Caledonii i tam poznalam przypadkowego przechodnia, kotry uslyszawszy, ze zmierzam do Curundú zaoferowal podwozke taksowka i pomoc w znalezieniu innego lokum.
                Musze przyznac, ze poczatkowe dni w dzielnicy byly dosc ciezkie. Nie chcialam wychodzic na zewnatrz, zawsze przemykalam do i z pracy, chcac byc jak najmniej widziana. Bylam jedyna (sic!) biala i jedna z niewielu mulatow/azjatow. Gdy wyszlam do pracy pierwszy raz wydawalo mi sie, ze slyszalam tysiace szeptow i obelg (ale tak na prawde nie wiem, czy to prawda, czy tylko moja wyobraznia), widzialam na murze graffiti “Gringos putos” (“Gringos cioty”), a z moja twarza i wlosami praktycznie automatycznie bylam braka za Amerykanke. Konczylam prace w roznych godzinach. Miedzy 16 a 22 i zawsze przychodzilo mi wracac pieszo (nie bylo komunikacji miejskiej, tylko taksowki, na ktore nie chcialam wydawac minumum $2 za kazdym razem).  Wydaje mi sie, ze w ciagu tych prawie 3 tygodni, ktore tam mieszkalam, ani razu nie wrocilam od poczatku do konca sama (w godzinach nocnych). Zawsze zaczepial mnie ktos pytajac, czy sie nie zgubilam albo, ze dalej nie da sie isc o tej godzinie (czyt. Po 18 i przed 6 rano). Zawsze, gdy mowilam, ze ide dalej, bo tam mieszkam ludzie reagowali miedzy kpina, a zloscia. Mysleli, ze zartuje albo ze z nich kpie.
Innego razu zostalam zaczepiona przez taksowkarza, ktory oznajmil mi, ze dalej nie moge isc, bo jest zbyt niebezpiecznie. Oswiadczylam mu, ze tam mieszkam, na co on prawie zlozyl mi kondolencje i okazal nieopisany zal (w oczach i gescie). Zaoferowal podwozke pod same drzwi i to samo kiedy tylko bede potrzebowac. Innym razem idac ulica, chcialam kupic szluge i zagadal mnie gosc stojacy obok sprzedawcy, oferujac odprowdzenie mnie do domu i oswiadczajac, ze jest spokrewniony z osobami, z ktorymi mieszkam (co mnie nie zdziwilo, bo w tej dzielnicy znali sie prawie wszyscy). Wymienilismy sie telefonami, tak ze kiedy tylko potrzebuje odprowadzenia do domu, moge na niego liczyc (to, ze pozniej ten sam facet powiedzial mi, ze sie zakochal od pierwszego wejrzenia, to juz inna historia; zaprosil mnie tez do swojego mieszkania i pokazywal jedna po drugiej blizny i szramy zebrane w Curundú).


                  W miedzy czasie pracowalam i prowadzilam zycie towarzyskie, po trochu z Anibalem, po trochu z ludzmi znanymi przez Couch Surfing i inne kontakty. Czasami zdarzalo mi sie imprezowac do rana lub kimac u znajomych, wiec na noc do Curundú nie wracalam w ogole. Czasami mialam oferowana podwozke w poznych godzinach nocnych przez mieszkanca “luksusowej” czesci Panamy. Zawsze lekko go ostrzegalam, ze wjezdzac do “mojej” dzielnicy jako nieznajomy moze okazac sie bardziej niebezpieczne dla niego niz dla mnie. I tak jednego razu, nie znajac porzadku ulic, gosc wjechal w jednokierunkowa pod prad i momentalnie zostalismy zatrzymani przez policje (kazde z nas po 4-5 piwach). Sytuacje uratowalo moje oswiadczenie, ze mieszkam na ulicy takiej i takiej, tak ze policjant upewnil sie, ze wiemy dokad jedziemy. On sam oznajmil tylko, ze Curundú to najbardziej niebezpieczna dzielnica Panamy (oprocz El Chorillo i San Miguelito.


Do zycia w Curundú albo sie przyzwyczaisz, albo nie masz po co probowac tam mieszkac. To inny swiat, rzadzacy sie swoimi zasadami, w ktorym nie obowiazuja powszechnie przyjete normy. Glosna muzyka o 4 po poludniu, tak samo jak o 6 nad ranem zdaje sie nie przeszkadzac nikomu. Robienie prania o 3 nad ranem, gdzie pralka wprawia w ruch cale pietro to tez cos normalnego. Krzyki, gwizdy – cos co wydawaloby sie klotnia. Nie, tak sie tam rozmawia. I ciagle piszczace czujniki dymu. Non stop, o kazdej porze dnia i nocy, co 1-2 minuty. Piszczace tak glosno, ze poczatkowo zastanawialm sie, jak mozna normalnie spac w tych mieszkaniach (dodatkiem byl wilgotny upal).
Policja na kazdym rogu, zamykane po 18 ulice to nie oznaka organizacji i bezpieczenstwa (jak powiedzial Anibal), ale raczej jak niebezpiecznie tam jest. Wciaz jest niebezpiecznie, chociaz o niebo lepiej niz bylo 3 lata temu. Juz od pierwszej nocy prawie co noc slyszalam huk, ktory na poczatku wydawal mi sie petardami, ale hm… wydaje mi sie, ze bardziej prawdopodobne sa strzaly z pistoletu. Szczegolnie, ze nastepnego dnia na chodniku widnieja dwie czerwone plamy, dziwnie przypominajace krew. Codziennie jakas bojka. Gapie zbieraja sie momentalnie i tak samo szybko odchodza, majac takie widoki na porzadku dziennym. Niektore z tych historii opowiadalam w pracy jako anegdoty, “takie tam w Curundú”, zawsze z usmiechem na twarzy. Naiwnie, bo okazalo sie, ze ludzie powoli zaczynaja mnie uwazac za pokrecona i byc moze jedna z ludzi z tej dzielnicy, plotkujac za moimi plecami i powtarzajac moje historie szefostwu. Bo oczywiscie najwiecej na temat tej dzielnicy wiedzieli ci, ktorzy nigdy w niej nie byli i nikogo w niej nie znali.    
Gwozdziem do trumny mojej wspolpracy w hotelu byla historia, ktora dla mnie byla jedynie zakloceniem snu, a dla innych mrozacym krew w zylach wydarzeniem (kilka dni pozniej zostalam zwolniona i wyjechalam do Kolumbii). Po calym tygodniu pracy, prawie bez wolnej chwili, bo wciaz mialam na glowie organizacje pewnych spraw, akurat tego dnia konczylam wczesnie i chcialam sie porzadnie wyspac. Poszlam spac o 20 wspomagana pigulkami nasennymi, zeby przespac krzyki i piski weekendu. Obudzilam sie o jakiejs 5 nad ranem slyszac Maruquel wracajaca do pokoju z jakims facetem. Nastepujace jeki zignorowalam idac dalej spac, az do godziny 7, kiedy uslyszalam odglosy szarpaniny, biegania, rzucania przedmionami i krzyki prosby o zostawianie w spokoju. Nie moja sprawa i nie chcialam sie mieszac do tego, co sie tam dzialo. Az do moment, gdy Maruquel naga wparowala do mojego pokoju, a za nia mocno wkurzony, pijany lub na haju facet z 20 centymetrowym nozem. Wyjrzalam na zewnatrz, a tam cala podloga przedpokoju, drugiej sypialni, materac, meble, fotele – wszystko we krwi. Spojrzalam na Maruquel, zeby potwierdzic, czy to jej krew, ale oprocz tego, ze przerazona, cala i zdrowa. Poirytowana przerwanym snem i cala ta zadyma, stanelam pomiedzy nimi i zaczelam mowic do faceta, zeby sie uspokoil, czy cos takiego. Nie wiem, czy to jest naturalna reakcja na widok wkurzonego Murzyna z wielkim nozem, ale nie moge powiedziec, ze sie balam (kiedy stwierdzialm, ze chce tylko wszystkich nastraszyc, a nie zrobic cos na serio). Raczej zimno mowilam mu, zeby sie opanowal, na co on rzucil, ze to nie moja sprawa itp.
                Po kilku minutowej kontynuacji tej bieganiny i rzucania przedmiotami, facet wybiegl z mieszkania, a za nim Maruquel. Jak sie okazalo zabral ze soba jedyny klucz do mieszkania. Od tego momentu zamek dzialal na sznurek pociagany od zewnatrz. To wydarzenie „zblizylo” mnie do wielu sasiadow z bloku. Po awanturze wszyscy zebrali sie przed mieszkaniem (oczywiscie bez policji) i pytali mnie, co sie stalo itp. Wtedy tez pierwszy raz rozmawialam z nimi o mnie, mojej podrozy, poznalam niektore osoby z imienia. 



Na ulicach codziennie ktos mnie wital i pozdrawial. Czasami kompletni nieznajomi, ktorzy prawdopodobnie uslyszeli o moim istatnieniu od innych osob. Nigdy nie spotkalam sie z jakakolwiek negatywna reakcja, zaden komentarz, raczej wszystko na odwrot. Ludzie zaczepiali mnie, zeby poznac, zapytac, co tu robie, czy skad jestem.
                Najwyrazniej takiej wizji Curundú nie sa w stanie wyobrazic sobie niektore osoby, ktore slepo powtarzaja stereotypy, plotki i zle informacje. Nie mowie, ze tam sie nic nie dzieje, oczywiscie, ze jest niebezpiecznie. Ale wszedzie mozna znalezc troche dobra, nawet w najbardziej beznadziejnym miejscu. Just give it a try...