Wednesday 25 September 2019

7 dni w Tybecie.



    Od zawsze Tybet był mistyczną krainą wzbudzającą zainteresowanie ludzi z zachodu i wschodu. Europejczyków ciekawiła kultura i życie na tym niedostępnym i trudnym terenie. Azjaci żądni byli zdobycia obszaru będącego strategicznym punktem pomiędzy Chinami a Indiami. Przez wiele lat tybetańska armia oraz niedostępność geograficzna skutecznie broniły dostepnu do swojego kraju. Co więcej, to właśnie Tybetanczycy zagarniali okoliczne tereny, przyłączając je do swojego imperium, które sięgało daleko wgłąb obecnych Chin na północy i na tereny dzisiejszego Bangladeszu na południu. Przez brak źródeł pisanych, ten okres historyczny jest nam bardzo mało znany i dzisiaj pozostają tylko domysły, jak wyglądało wtedy życie na Dachu Świata.
    W VII wieku Tybetańczycy postanowili zawrzeć pakt z Chinami przeciwko innemu zagrażającemu obu krajom królestwu. Jego przypieczętowaniem stało się małżeństwo pomiędzy tybetańskim władcą, a córką chińskiego cesarza, która powrzechnie uważana jest za odpowiedzialną sprowadzenia do Tybetu Buddzymu, który z biegiem lat w większości wyparł oryginalną dla Tybetu religię Bon.Transformacja z walecznego w pokojowy sakralny naród nastąpiła jednak dopiero kilka stuleci później, wzmocniona przez nawiązanie kontaktów z Imperium Mongoliskim. Stąd aż do dziś daje się zauważyć podobieństwo pomiędzy tymi dwiema nacjami. To z mongolskiego języka pochodzi słynny tytuł Dalaj, tłumaczony jako “ocean” (w znaczeniu nieograniczonej wiedzy).
    Do początków XX w Tybet był praktycznie nieznany Europejczykom. Pierwsi pojawili się tam misjonarze, a następnie delegacje Brytyjczyków reprezentujących Kompanię Wschodnioindyjską (dzisiejsze tereny Indii). Konflikt rozpoczął się w 1903 roku, gdzy Brytyjczyny zaczęli podejrzewać Tybetańczykow o kontakty z Impreium Rosyjskim, z którym ci pierwszi rywalizowali o wpływy w Azji. Liczne pakty zawarte pomiędzy spornymi stronami uchroniły od konfliktów zbrojnych oraz ostatecznie przyczyniły się do uznania przez Rosjan i Brytyjczyków zwierzchności Chin nad Tybetem.

    Pomimo, że niepodległość Tybetu nie była oficjalnie rozpoznawana na arenie międzynarodowej, po upadku ostatniej chińskiej dynastii Qing w 1913 roku, teren stał się niezależny. Tybetański rząd zaczął nawet produkcję własnych znaczków pocztowych.
Sytuacja społeczna w tym okresie, może dziś wzbudzać kontrowersje – panował bardzo silny system kastowy, z góry ustalający życie danej jednostki. Mieszkańcy często odciętych od świata wiosek żyli niemalże jak w Średniowieczu. Często brakowało jedzenia, warunki mieszkalne były bardzo prymitywne, brak opieki zdrowotnej był źródłem wysokiej śmiertelności kobiet w ciąży i noworodków. W tym samym czasie dostojnicy i przyboczni Dalaj Lamy, należący do kasty rządzącej, mieszkali w pozłacanych pokojach pałacu Potala i jedli najwykwintniejsze dania.
    Wszystko zmieniło się wraz z początkiem Chińskiej Republiki Ludowej, 1 października 1949 roku. Polityczny lider – Mao Zedong oraz jego ministrowie wprowadzili bezwzględne rządy  mające na celu przede wszystkim podporządkowanie się Partii oraz wprowadzenie całkowicie komunistycznego stylu życia. Oczywiście jakakolwiek odrębność kulturowo-polityczna nie była mile widziana. Rok później Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza wkroczyła na Wyżynę Tybetańską pod propagandowym hasłem “ochrony od imperialistycznego (tj. zachodniego) ucisku”. O ile do końca lat 50 przywódcy w Lasie – stolicy Tybetu, mieli jako taką autonomię, o tyle 1959 sytuacja stała się tak napięta, że polityczno – duchowy lider Tybetańczykow Dalaj Lama zdecydował się na ucieczkę z ojczystej ziemi i założenie rządu na uchodźstwie w indyjskim miasteczku – Daramshala.
    Dziś można dwojako postrzegać “przyłączenie” Tybetu do Chin i narzucone przez komunistów zmiany. Z jednej strony to oczywiste pozbawienie niepodległości lokalnej społeczności i ograniczenie ich praw; często też próba wykorzenienia kultury i religii, zniszczenie ogromnej ilości zabytków i historycznych zbiorów. Z drugiej strony, nie można pomijać faktu, że ingerencja Chińczyków przyczyniła się do znacznej poprawy sytuacji materialnej Tybetanczykow. Zniesiono system kastowy, wprowadzono obowiązek nauki w szkole (wcześniej większość ludzi była niepiśmienna), poprawiono warunki sanitarne (np. śmiertelność noworodków  zmniejszyła się z 45% w 1959 do 0.3% obecnie). 

    Wraz z otwieraniem się Chin na świat pod koniec lat 70, Tybet stał się dostępny dla zachodnich podróżników oraz himalaistów. Być może koniem napędowym stała się między innymi książka Heinrich’a Harrer’a “Siedem lat w Tybiecie” oraz film pod tym samym tytułem, które ukazują Tybet jaką romantyczną krainę z przepięknymi widokami i intrygującymi ludźmi. Kolorowe stroje, tradycyjna zabudowa, tajemnicze obrzędy, zapierające dech w piersiach widoki wyżyn i gór. Nic dziwnego, że Tybet stał się marzeniem wielu backpackerow, hippisów, poszukiwaczy przygód i zdobywców najwyższych szczytów świata.
    Możliwość eksploracji Wyżyny Tybetańskiej, podpartywania życia lokalnych ludzi oraz obcowania z jedyną w swoim rodzaju naturą, zostały nagle znacznie ograniczone. Z powodu narastającego napięcia politycznego, licznych protestów Tybetańczykow i coraz częściej dających o sobie znać organizacji walki o niepodległość, w 2008 komunistyczny rząd chiński ograniczył wjazd do utworzonej w 1965 roku Autonomi Tybetańskiej dla obcokrajowców oraz samych Tybetańczykow mieszkających poza tym obszarem.
    Od tego czasu, aż do dziś dla wszystkich nieposiadających chińskiego dowodu osobistego jedyną opcją odwiedzenia Tybetu jest zapisanie się na zorganizowaną przez oficjalne biuro podróży wycieczkę z przewodnikiem i kierowcą. “Grupę” może stanowić nawet jedna osoba, ale przeważnie dla zmiejszenia kosztów – które nie należą do najmniejszych – turyści tworzą kilku lub kilkunastoosobowe ekipy. Bogate oferty bardzo licznych agencji i biur podróży są dostosowane do praktycznie każdych wymagań gości. Od weekendowych do kilku tygodnowych wypraw. Zwiedzanie tylko stolicy, lub objazdowy “tour” po mniej popularnych częściach Tybetu i możliwość zobaczenia najwyższej góry świata – Mount Everestu, zwanego tutaj Czomolungma (którego szczyt przebiega dokładnie pomiędzy Nepalem z Chinami).

    Dla niezależnych podróżników, taki wyjazd może wydawać się nudny i schematyczny, jednak nawet na dość ograniczonym polu manewru da się sprawić, aby pozornie szablonowy wyjazd różnił się od pozostałych. Tym razem kluczem nie jest wyjazd “off the beaten track” (w miejsca nie będące popularnymi turystycznymi atrakcjami) lecz “off the beaten time” (poza sezonem).  Tybet zimą ma zupełnie inne oblicze, niż to, które widzą turyści odwiedzający go w szczycie sezonu, czyli latem.
Zdjęcia agencji podróży promujące Dach Świata, filmy o nim kręcone, książkowe opisy, czy romantyczne wizje mistycznej krainy to zdecydowanie nie miejsce, które zobaczy podróżnik wybierający się tam latem. Zatłoczone drogi, potrzeba rezerwacji w każdej restauracji, ograniczony czas zwiedzania zabytków, kolejki do zrobienia sobie zdjęcia, częste zachmurzenie, to tylko niektóre aspekty codzienności w szczycie sezonu. Nawet samych Tybetańczykow czasami ciężko wypatrzeć (nie licząc oczywiście tych zajmujących się różnymi dziedzinami turystyki). Normalnym widokiem są za to tłumy zachodnich i chińskich turystów obecne w praktycznie każdym popularnym miejscu.
Tymczasem zima to czas, który odstrasza dużą cześć turystów, przeważnie obawiających się zimna nie do zniesienia. Faktycznie, średnia wyskość w okolicach 4000 metrów może sugerować bardzo niskie tempetarury, ale daleko im do syberyjskich mrozów. Śnieg można zobaczyć praktycznie tylko na wysokich szczytach górskich. Przeciętne zimowe ubrania całkowicie wystarczą na spokojne poruszanie się za dnia, a noce spędzane są z reguły w bardzo dobrze ogrzewanych hotelach (tylko w hotelach o wyższym standardzie mogą zatrzymywać się obcokrajowcy). Turystyka podobnie jak infrastruktura są w Tybecie bardzo dobrze rozwinięte; nic dziwnego, że do tybetańskiego obozu bazowego  Mount Everestu prowadzi asfaltowa droga!
    Okazjonalny zimowy wiatr jest sprzymierzeńcem rozwiewającym chmury i śnieg że szczytów gór, gwarantując spektakularne i niczym niezasłonięte widoki himalajskich masywów. Jak na dłoni widoczne są najwyszcze szczyty takie jak: Lhotse, Makalu, czy Cho Oyu . Tybetańska przewodniczka sama zachwyca się utrzymującą się podczas całego naszego siedmiodniowego pobytu piękną pogodą, której bardzo często brak w sezonie letnim.

    Skazana na dołączenie do grupy, szukałam jak najbardziej niszowej agencji, która jednocześnie oferuje taki sam program jak te z pierwszych wyszukanych rezultatów Google. Ostatecznie dołączam do grupy liczącej 3 osoby ze mną włącznie! Dla porównania letnie wyjazdy to przeważnie kilkunasto, choć zdarzają się również kilkudziesiecioosobowe grupy. Mniejsza ilość towarzyszy to przede wszystkim większe pole manewru, elestyczność i wydłużony czas na odwiedzanie zaplanowanych zabytków. Niezależnie od wielkości grupy, nie zmienia się jedna zasada: w Tybecie nie pyta się o żadne sprawy polityczne dotyczące relacji z rządem komunistycznym. Rozmowy takie mogą skończyć się bardzo nieprzyjemnie. Nigdy nie wiadomo, kto z mijanych ludzi współpracuje z Partią i nas obserwuje.
    Sam plan wyjazdu nie jest zbyt napięty. Spokojnie przemieszczamy się pomiędzy 2-3 wybranymi na każdy dzień miejscami w stolicy, a po 3 dniach w niej spędzonych odwiedzamy inne miasteczka i atrakcje Tybetu. Większość z nich to buddyjskie świątynie i monastery, te zachowane oraz odbudowane po Rewolucji Kulturowej z lat 1966-1976, w czasie której zniszczono około 6000 sakralnych budowli na terenie Tybetu. Obecnie Tybetańczycy pod pewnymi warunkami (np. panuje zakaz posiadania i upubliczniania wizerunku Dalaj Lamy) mogą otwarcie praktykować Buddyzm.
Ponieważ większość mieszkańców Autonomii zajmuje się uprawą roli, zima to jedyny czas, kiedy mogą pielgrzymować do najbardziej świętych mieść w Tybecie – miasta Lasa i góry Kailash. Pielgrzymki te często odbywają się dosłownie na kolanach, poprzez upadanie co kilka kroków, podnoszenie się i powtarzanie tej samej czynności. Dotarcie do celu w ten sposób trwa niekiedy całe lata.
    Częstym widokiem na całym terytorium Tybetu są buddyjscy mnisi ubrani w ciemno czerowne szaty, studiujący religijne teksty, odprawiający rytuały, lub przechadzający się po uliczkach miasta z smartfonem w ręku i adidasach na nogach. Zderzenie różnych kultur to nieodłączny element globalizacji i bardzo szybko zmieniającego się życia.
Dla zachodniego gościa Tybet to przede wszystkim kolorowe, przesiąknięte zapachem kadzideł i świec z masła świątynie, w których odbywają się najróżniejsze rytuały, często nie do końca znane i rozumianie nawet przez samych Tybetańczykow. Każdy element świątyni ma swoje znaczenie i spełnia określone zadanie. Ściany są pokryte setkami obrazów z najdrobniejszymi detalami.             Odwiedzający swiatynie ludzie proszą nie tylko o zdrowie, pomyślność czy szczęście w miłości, ale również o pokój na świecie dla wszystkich ludzi. Składanie drobnych ofiar w świątyniach ma też na celu poprawę “karmy” – dobrych uczynków, które decydują o reinkarnacji – wędrówki duszy do nowego ciała po śmierci tego doczesnego.

    Zimą na ulicach Lhasy 90 procent ludzi to Tybetańczycy. Dla wielu jest to pierwsza wizyta w stolicy. Często to dla nich jedyna okazja zobaczenia na własne oczy obcokrajowców, więc liczne prośby o zdjęcia z turystami są na porządku dziennym. Setki ludzi wykonuje wokół Potali tzw korę, czyli okrążanie pałacu przy okazji nieustannie powtarzając najsłynniejszą tybetanskia mantrę “Om mani padme hum” i kręcąc młynkami symbolizującymi modlitwy. Inne miejsce kory to historyczne centrym miasta, w środku którego znajduje się świątynia Dżokhang ze statuą Buddy Siakjamuniego, która według legendy została poświęcona przez niego samego.
    Wzgórza na obrzeżach miast pokryte są niezliczonymi kolorowymi flagami modlitewnymi, które zawieszają pielgrzymi. Powiewające na wietrze mają nieść prośby do bogów.
Ponieważ Tybet dzieli się na siedem regionów, każdy z nich wyróżnia się innym strojem oraz językiem. Bywa, że Tybetańczycy z różnych stron są zmuszeni porozumiewać się w języku      Mandaryńskim, ponieważ lokalne dialekty są dla nich niezrozumiałe.
    O każdej porze dnia w licznych kawiarniach i restauracjach zbierają się ludzie, przeważnie mężczyźni, aby grać w karty lub lokalne gry planszowe. Popijają przy tym tybetańską herbatę – słodką, robioną na mleku z cukrem, lub słoną z dodatkiem masła z mleka z jaka, będącego tu jednym z głównych zwierząt hodowlanych. Pomimo, że obecnie w Lasie można zjeść hamburgera w KFC, lokalni mieszkańcy preferują tradycyjne tybetańskie potrawy takie jak tsampa – mieszankę prażonej jęczmiennej mąki z maślaną lub słodką herbatą, różnorodne wypiekane chleby oraz sery i jogurty z jaczego mleka.
    Zbliżając się do południa Tybetu, gdzie po raz pierwszy możemy z daleka dostrzec Mount Everest, dosłownie brakuje tchu. O ile dla niektórych 3600 m n.p.m w Lasie nie stanowi probemu, tutaj wysokość zdecydowanie daje się we znaki. Przekraczamy przełęcze położone powyżej 5200 m n.p.m, gdzie nawet zwykły szybszy marsz może przyprawić o zawroty głowy. To miejsce trudne do życia zarówno dla ludzi, zwierząt jak i roślin. Brak zalesienia stoków gór dodaje im potęgi i niedostępności. Ogołocone skały pokryte na szczytach śniegiem i lodem to marzenie wielu himalaistów. Do 1950 roku Nepalskie władze zakazywały obcokrajowcom wstępu do ich kraju, przez co wszystkie ekspedycje na Mount Everest (począwszy od 1921 roku) prowadziły przez Tybet. W tymże roku to Chiny zamknęły swoje granice, a Nepal zezwolił na zagraniczne wyprawy. Pierwsze zdobycie szczytu w 1953 nastąpiło więc właśnie z nepalskiej strony.

    Z najwyższego na świecie monasteru Rongbuk (4980 m n.p.m.) rozpościera się niesamowity, niczym niezasłonięty widok na Chomolungmę. To właśnie tu powstają jedne z najpiękniejszych zdjęć tej góry. W drodze powrotnej do stolicy zatrzymujemy się jeszcze aby podziwiać Lodowiec Kharola, przy którym zbierają się również tybetańskie wycieczki. Wszyscy są zawsze chętni i ciekawi rozmów z obcokrajowcami. Panuje powszechna opinia, że Tybetańczycy bardzo lubią turystów z zachodu i cieszą się z ich odwiedzin. Pytają o to, jak postrzegany jest Tybet w innych krajach. Zawsze zachwalają też przyrodę swojej ziemi, gościnność i uczynność swoich ludzi.
    Bez wątpienia Tybetańczycy to jeden z najbardziej przyjazych (choć nierzadko awanturniczych) narodów, o fascynującej historii i kulturze, która pomimo licznych opresji przetrwała do dziś. Choć od “odkrycia” Tybetu minęło już wiele dziesięcioleci, ta kraina wciąż zachwyca i czaruje. Zobaczyć Dach Świata na własne oczy, spróbować herbaty z jaczym mlekiem i pozdrawiać wszystkich tybetańskim “Tashi Delek” to jedyne w swoim rodzaju doświadczenie, przygoda pamiętana do końca życia.


No comments:

Post a Comment